Brutalna wojna na Ukrainie zmusiła europejskie elity do zredefiniowania swojego stosunku do importu surowców energetycznych z Rosji. Państwa członkowskie UE rozpoczęły intensywne poszukiwania dostawców, którzy jak najszybciej zastąpiliby Moskwę w dostawach gazu oraz ropy na europejski rynek. Jednym z możliwych kandydatów pozostaje Norwegia.
UE (nadal) w zasięgu energetycznego niedźwiedzia
Pomimo prób ograniczania importu surowców z Rosji po kryzysie gazowym w 2009 r. oraz aneksji Krymu w 2014 r., powiązania energetyczne między Moskwą a Brukselą pozostają na wysokim poziomie. Warto zaznaczyć, że UE od lat jest zmuszona do importowania ponad połowy swojego zapotrzebowania energetycznego (według danych Eurostatu: 58 proc. w 2020 r.), a większość dostaw zaspokajana jest przez rosyjskie paliwa kopalne. Według danych Eurostatu z 2020 r., miks energetyczny Unii Europejskiej składał się z 35 proc. ropy naftowej i produktów ropopochodnych, 24 proc. gazu ziemnego, 17 proc. odnawialnych źródeł energii (OZE), 13 proc. energii jądrowej oraz 11 proc. stałych paliw kopalnych, takich jak węgiel.
Dane te pokazują, że pomimo intensywnego rozwoju OZE i polityk mających na celu rezygnację z wykorzystania paliw kopalnych, energetyka UE nadal w znacznej części bazuje właśnie na nich. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) z 2022 r. pt. „Unia Europejska niezależna od Rosji? Alternatywne źródła dostaw surowców energetycznych”, Moskwa jest głównym dostawcą ropy naftowej (25%), gazu ziemnego (45%) oraz węgla kamiennego (44%) na europejskie rynki.
Nie wszędzie tak samo
Analitycy PIE zaznaczają, że poziom uzależnienia od importu z Rosji między Państwami Członkowskimi pozostaje zróżnicowany. W przypadku ropy naftowej odsetek ten jest wyższy wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej, takich jak Niemcy, Holandia, Belgia (między 20-30%) oraz Słowacja, Finlandia, Bułgaria, Węgry czy Polska (60% i wyżej). Podobnie przedstawia się kwestia importu gazu, gdzie zależność od rosyjskiego „niebieskiego paliwa” pozostaje nominalnie największa w Niemczech, Włoszech, na Węgrzech i w Holandii. Ponadto w ostatnich latach Unia zwiększyła dostawy rosyjskiego węgla (w zakupach przodowały Niemcy oraz Polska).
Należy jednak pamiętać, że całościowy udział zużycia węgla w gospodarce Unii ma najmniejszy wpływ na jej energetykę, natomiast największe znaczenie niezmiennie posiada rosyjski gaz, od lat stanowiący główną kartę przetargową w kontaktach biznesowych między Unią a Federacją Rosyjską – również w obliczu wojny.
Moralność vs “business as usual”
Brutalna napaść Rosji na Ukrainę postawiła wielu europejskich przywódców przed dylematem między moralnością polityki a kontynuowaniem „business as usual” wobec rosyjskiego dostawcy. Szczególnie, że ze strony Moskwy nie pojawiły się realne sygnały sugerujące przerwy w dostawach. Pomimo słów byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa o płaceniu „2 000 euro za 1000 metrów sześciennych” gazu, w pierwszych dziesięciu dniach wojny ilość surowca przesyłana do Europy zwiększyła się o 20% w porównaniu ze styczniem 2022 r. Wzrost można było zaobserwować przede wszystkim poprzez gazociąg jamalski, tranzyt przez Ukrainę oraz Nord Stream 1.
Ostatecznie presja wywierana przez opinię publiczną skłoniła nawet ociągających się polityków do deklaracji odchodzenia od rosyjskiego importu paliw kopalnych, jego ograniczania bądź też całkowitej zeń rezygnacji. Odcięcie się od dostaw z Moskwy wspierane jest wypowiedziami czołowych polityków Unii. Jak zaznaczył Joseph Borrell: „Od początku wojny daliśmy mu [Putinowi] 35 miliardów euro, w porównaniu z miliardem, który daliśmy Ukrainie na uzbrojenie się”. Unia rozpoczęła poszukiwania zastępcy rosyjskich dostaw.
Skandynawski gazowy gigant
Norwegia, jako czwarty największy eksporter gazu ziemnego na świecie, pozostaje także drugim najważniejszym dostawcą „błękitnego paliwa” na rynek europejski, zaspokajając go obecnie w blisko 24 proc.
Europa jest głównym rynkiem eksportowym dla norweskiego surowca. Kraj ten posiada stabilną sieć gazociągów z Unią, o czym świadczą cztery terminale odbiorcze ulokowane w Niemczech, Belgii oraz Francji. Jak zaznacza Reuters, w 2021 r. dzięki nim dostarczono 113 mld m3 gazu ziemnego na europejski rynek. Kolejne 10 mld m3 surowca powinno dotrzeć na kontynent poprzez gazociąg Baltic Pipe – terminal odbioru w Polsce ma być ukończony na jesieni 2022 r.
Norweskie Ministerstwo Ropy Naftowej i Energii szacuje również, że do tej pory wykorzystano jedynie jedną trzecią możliwych zasobów norweskiego gazu. Wiązałoby się to z zachowaniem obecnego, wysokiego poziomu wydobycia przez kolejne 15-20 lat. Zapewniałoby to stabilność dostaw, która mogłaby zostać zwiększona przy rozpoczęciu kolejnych projektów wydobywczych na Morzu Barentsa oraz w rejonie Arktyki.
W przypadku ropy naftowej, jak podają analitycy PIE, import z Norwegii do Unii pozostaje w tyle za Rosją, Irakiem, Nigerią, Arabią Saudyjską i Kazachstanem, odpowiadając za jedynie 6,9 proc. pokrycia zapotrzebowania w 2021 r.
Pomoc z Północy
Wzmianki na temat zwiększenia dostaw skandynawskiego surowca pojawiają się regularnie od wielu lat, stanowiąc możliwą alternatywę dla rosyjskiego kierunku. Ponadto Norwegia niejednokrotnie uzupełniała braki w europejskich magazynach – przykładowo w 2016 r. wsparła niemieckie magazyny gazu w okresie zimowym, kiedy to zwiększone zapotrzebowanie na surowiec nie mogło być pokryte ze źródeł holenderskich.
Wyraźne deklaracje o zwiększeniu dostaw gazu z Północy pojawiły się już 23 lutego na spotkaniu premiera Norwegii Jonasa Gahr Støre z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Obie strony zapewniły wówczas o chęci zacieśniania współpracy energetycznej w celu uniezależnienia Unii od Rosji.
Po wybuchu wojny Norwegia dołączyła do grupy państw zdecydowanie potępiających rosyjską agresję. Za słowami poszły czyny – Equinor (wcześniej Statoil), norweski gigant paliwowy, zapowiedział wycofanie się ze wszystkich inwestycji w Rosji, a 14 marca ogłosił zakończenie handlu rosyjską ropą i produktami ropopochodnymi. Dodatkowo, firma potwierdziła zwiększenie produkcji gazu ziemnego w nadchodzących miesiącach. Jak podaje agencja Reutersa, Equinor utrzyma podwyższony poziom produkcji przez całe lato. Norweski parlament wydał pozwolenie na jej zwiększenie o min. 1,4 mld m3 oraz zapowiedział maksymalne skrócenie wszelkich niezbędnych przeglądów czy napraw instalacji. W połowie maja do pracy ma również powrócić terminal LNG Hammerfest, co uwolni dodatkowe 6 mld m3 gazu z Morza Barentsa w formie skroplonej.
Nadzieją napawa również perspektywa ukończenia gazociągu Baltic Pipe, zapowiadana na październik 2022 r. Projekt, zapoczątkowany w 2016 r. przez stronę polską i duńską, stanowi nowy korytarz dostaw gazu ziemnego do Unii ze złóż norweskich. Dzięki niemu możliwe będzie przesyłanie dodatkowych 10 mld m3 błękitnego paliwa do Polski, co pozwoli na jej pełne uniezależnienie od rosyjskich dostaw.
Nadzieje i realne perspektywy
Obecna norweska pomoc energetyczna z pewnością stanowi solidne wsparcie dla trudnej sytuacji Unii. Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazały, że – wbrew założeniom wielu europejskich polityków – powiązania energetyczne z Rosją mają podłoże nie tyle ekonomiczne, co polityczne. Jak przyznał prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier: „Moje obstawianie przy Nord Stream 2 było ewidentnym błędem”. Silne powiązania ekonomiczne nie powstrzymały Rosji przed brutalnym atakiem na Ukrainę, a jedyne rzeczywiście bolesne sankcje związane są z sektorem energetycznym Rosji – od którego uzależniona jest nadal większa część Unii.
Niemniej jednak, pomysł przeniesienia środka ciężkości dostaw paliw kopalnych z Rosji na Norwegię należy oceniać z bardzo ostrożnym optymizmem. Pomimo obecnego zwiększonego wydobycia, budowy Baltic Pipe oraz teoretycznych wystarczających zapasach złóż skandynawskiego błękitnego paliwa, Norwegia nie zastąpi Rosji w pełni w kwestii dostaw paliw kopalnych w długiej perspektywie czasu.
Związane jest to z ilością dostarczanych surowców oraz ich rodzajem. Według danych Eurostatu z 2020 r., import ropy naftowej do UE z Rosji wynosił 113 mln ton, podczas gdy z Norwegii – drugiego największego dostawcy – jedynie 38,2 mln ton. Jednakże, jak wskazuje raport PIE, dostawy ropy do poszczególnych państw unijnych są dość dobrze zdywersyfikowane i opierają się także na takich krajach jak Kazachstan, USA, Irak i Arabia Saudyjska.
Norweska pomoc dotyczy przede wszystkim gazu ziemnego. Według kwartalnego raportu dot. europejskich rynków gazowych z 2020r. kraj ten odpowiadał za 24 proc. całościowych dostaw gazu do Unii. Należy jednak pamiętać, że import z Rosji wynosił dwa razy tyle. Biorąc pod uwagę rosnące zapotrzebowanie na ten surowiec choćby w samych Niemczech (związane z polityką Energiewende i zamykaniem elektrowni jądrowych oraz węglowych), Norwegia nie jest w stanie szybko i na stałe uzupełnić tak dużej luki w dostawach. W dłuższej perspektywie dochodzi również kwestia ograniczenia eksportu związana z możliwymi konserwacjami sieci, które obecnie będą przesuwane lub ograniczane do niezbędnego minimum.
Wydaje się to potwierdzać sama strona norweska, subtelnie studząc zapał publicystów. Jak zaznaczył premier Jonas Gahr Støre w wywiadzie udzielonym 9 marca 2022 r.: „Norweskie firmy obsługujące rurociągi robią, co w ich mocy, aby dostarczać [gaz] z maksymalną przepustowością”. Podkreślił również, że oddanie do użytku nowego połączenia Baltic Pipe nie jest równoznaczne z automatycznym wzrostem eksportu oraz przepustowości sieci. Oznacza to, nie mniej ni więcej, że norweskie zdolności produkcyjne sięgają powoli górnych granic.
Dodać do tego należy toczącą się w kuluarach norweskiego parlamentu dyskusję o zasadności dalszego eksploatowania i znajdowania nowych złóż gazu i ropy w obliczu globalnego ocieplenia. O ile obecnie rządząca centrolewicowa koalicja Partii Pracy i Partii Centrum określana jest jako „pro-naftowa”, o tyle temat wstrzymania koncesji poszukiwawczych na nowe złoża na Morzu Północnym jest silnie podtrzymywany przez pozostałe siły w parlamencie, jak Socjalistyczna Partia Lewicy czy Zieloni. Stawia to pod znakiem zapytania nie tyle wielkość rezerw surowców, do których Norwegia ma (lub może mieć) dostęp, lecz sam fakt ich (nie)wykorzystania w przyszłości, a przez to – ograniczenie dostaw.
Kolejnym powodem jest również sama polityka Unii, która w obliczu obecnego kryzysu ustami raportu think tanków Ember, E3G, Bellona i Regulatory Assistance Project wskazuje na niezbędność inwestycji przede wszystkim w odnawialne źródła energii i przyspieszenie planowanych transformacji, szczególnie w ramach pakietu Fit for 55. Jeżeli w Unii przeważą głosy przekonujące, że OZE, elektryfikacja oraz wzrost efektywności energetycznej wystarczą do zastąpienia rosyjskich paliw kopalnych, a budowa nowej infrastruktury przesyłowej czy terminali LNG nie jest potrzebna, norweska motywacja do zwiększania inwestycji w europejski eksport będzie jedynie maleć. Dodatkowo, w październiku 2021 r. Unia Europejska ogłosiła, że będzie działać na rzecz zakazu odwiertów w rejonie Arktyki. Większość możliwych norweskich rezerw gazu oraz ropy znajduje się na terenie Dalekiej Północy.
Zakładając dalszą eskalację wojny na Ukrainie, unijni przywódcy najpewniej zostaną zmuszeni do przyspieszenia ograniczenia importu paliw kopalnych z Rosji. Niestety, najpewniej nie stanie się to tak szybko, jak chciałaby tego opinia publiczna. W krótkim terminie Norwegia może pomóc ustabilizować sektor energetyczny Unii, szczególnie gazu. W długim (przy założeniu ograniczenia ilości nowych koncesji i przyszłej eksploatacji szelfów) najpewniej stanie się bardzo ważnym, ale jednak jednym z wielu, dostawców.
Magdalena Melke