Dyplomacja w XXI wieku nie przypomina już tańczących kongresów ani starożytnego wysyłania posłów. Dyplomacja wychodzi dziś znacznie dalej niż kontakty między ambasadorami. Coraz częściej odbywa się w kuluarach i jest prowadzona przez samych polityków. W znacznym stopniu zaczyna też dotykać nowych tematów, a jednym z nich jest sektor energetyki. Coraz większa świadomość ekologiczna, wola (albo jej brak) dokonania zielonej transformacji oraz, a może przede wszystkim, coraz większe problemy z dostępnością dotychczas wykorzystanych surowców sprawiają, że możemy mówić o dyplomacji energetycznej. Jednym z jej podstawowych zagadnień jest atom, który z roku na rok przynosi tyle nowych kontrowersji, co nadziei, a kwestie budowy — albo zamykania — elektrowni jądrowych pojawiają się coraz częściej podczas rozmów bi- i multilateralnych. Jednak na arenie międzynarodowej nie wypracowano wciąż jednego stanowiska na ten temat. Wśród samych krajów członkowskich Unii Europejskiej nawet graniczące ze sobą państwa mają zdecydowanie odmienne poglądy. W niniejszym artykule przyjrzę się poglądowi Francji oraz Niemiec na to zagadnienie, polityki (w tym zagranicznej) prowadzoną przez te państwa w tym zakresie, a także spojrzę w przyszłość, próbując zarysować to, jak mogą wyglądać losy atomu nad Loarą, a jak nad Renem.
Atomowy podział Europy
Energia atomowa okazała się stanowić dobrą alternatywę już w latach 70., gdy świat, w szczególności zachodnimusiał stawić czoła szokowi naftowemu. Pierwszym znakiem stop dla rozwoju energii atomowej była katastrofa w Czarnobylu, która miała miejsce w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 r. W 1997 r. Austria zadeklarowała się jako państwo antynuklearne, a w konstytucji zapisano zakaz budowy elektrowni nuklearnych. I choć inne państwa nie podjęły takich kroków, katastrofa z 1986 r. zmieniła na zawsze obraz atomu na arenie międzynarodowej. I tak w 2011 r., gdy świat obiegła informacja o trzęsieniu ziemi i tsunami w Fukushimie, które doprowadziły do wycieku substancji promieniotwórczych z reaktora elektrowni Fukushima I, zdawać się mogło, że droga do rozwoju energii jądrowej zostanie definitywnie zamknięta. Radykalne kroki podjęte zostały jednak tylko przez niektóre państwa. Różnice w stanowiskach widoczne są nie tylko na scenie globalnej, ale także europejskiej, bowiem państwa członkowskie autonomicznie podejmują decyzje dot. kwestii energii. Nie oznacza to jednak, że UE nie zabiera głosu w tej sprawie. Jak czytamy na stronie Parlamentu Europejskiego, energia jądrowa stanowi niskoemisyjną alternatywę dla paliw kopalnych i jest znaczącym składnikiem koszyka energetycznego 13 spośród 27 państw członkowskich UE, gdyż odpowiada za prawie 26% produkowanej w UE energii elektrycznej[1]. Oznacza to, że UE nie pozostaje bierna, jednak poza lobbingiem nie może narzucić rozwiązań energetycznych żadnemu państwu. Przepisy unijne mają na celu regulacje norm oraz zagwarantowanie bezpiecznego postępowania z odpadami promieniotwórczymi. Obok szeregu dyrektyw, regulujących różne aspekty zarządzania energią atomową, na mocy traktatów rzymskich z 1957 r. powstała Europejska Wspólnota Energii Atomowej (EURATOM), która kontroluje badania oraz skupia się na zagwarantowaniu pokojowej współpracy w dziedzinie rozwoju technologii jądrowych[2].
Wróćmy jednak do 2011 r. To wówczas właśnie świat, przestraszony wydarzeniami z Japonii, zaczął ponownie kwestionować bezpieczeństwo atomu. Najmocniej państw europejskich zareagował Berlin. Zdawać się może, że reakcja była niewspółmierna do skali zagrożenia, jednak rząd wziął pod uwagę w dużej mierze nastroje społeczne, a nie np. ukształtowanie terenu czy też podatność na trzęsienia ziemi, czy tsunami, które było bezpośrednią przyczyną tragedii, która rozegrała się na japońskim brzegu. Atomowe referenda przeprowadzone zostały także m.in. we Włoszech czy w Szwajcarii[3] [4]. Oba państwa zdecydowały się na odchodzenie od atomu. W 2022 r. atomowa mapa Europy składa się z państw eksploatujących lub (roz)budujących elektrownie oraz planujących ich powstanie (Europa Środkowo-Wschodnia oraz Francja[MS1] i Wielka Brytania); państw nieplanujących w przyszłości dalszego korzystania z tych elektrowni, przede wszystkim ze względu na silny sektor energii odnawialnej (Szwecja[MS2] ) wraz z wodorową (Hiszpania) oraz antyatomowej wyspy — Niemiec, Austrii oraz Luksemburga. Bałkany, Włochy, Portugalia oraz państwa bałtyckie pozostają niezainteresowane tym tematem.
I właściwie tak mogło zostać. UE prowadziłaby dalej swoją pro-ekologiczną politykę, nie mając jednak instrumentów nacisku wobec państw członkowskich, a gaz razem z OZE zabierały powoli miejsce węglowi (powoli, bo jak wiadomo, nie każdy kraj tak chętne z niego rezygnuje). Jednakże 24 lutego wpłynął także na sektor energetyczny. Gaz nie popłynie Nord Stream 2, Rosja nie ,,wesprze” w potrzebie a energia… jak była tak i będzie potrzebna. Wtedy właśnie, gdy okazało się, że w zbiornikach może nie wystarczyć energii, a zwrot w stronę węgla jest już niemożliwy w dyplomacji europejskiej zawrzało.
Niemieckie Energiewende
Żadne społeczeństwo w Europie nie zareagowało taką histerią na awarię elektrowni w Fukushimie jak społeczeństwo niemieckie[5]. To zdanie właściwie wyczerpuje temat działań Berlina w kwestii wygaszania elektrowni atomowych. Niemalże od razu po katastrofie ówczesny rząd chadecji zadecydował o wyłączeniu 8 z 17 działających na terenie RFN reaktorów, a 30 czerwca 2011 r. w Bundestagu zapadła decyzja o całkowitym odejściu od energetyki jądrowej. Ponad ⅔ społeczeństwa niemieckiego opowiadało się wówczas przeciwko atomowi. Należy przy tym pamiętać, że decyzja Bundestagu była… niezwykle autonomiczna jak na państwo tak bliskie UE[MS3] [6]. Zabrakło jakichkolwiek konsultacji z Brukselą czy przygotowania pogłębionych analiz o tym, jaki długofalowy wpływ na gospodarkę i środowisko będzie miał niemiecki odwrót atomowy. Tu rolę większą niż zagraniczne naciski czy niezadowolenie innych europejskich stolic odegrała polityka wewnętrzna — dzięki podjętej wówczas decyzji Zieloni (powoli i stopniowo, ale jednak) zaczęli tracić wyborców. Niewiele dały rozmowy na różnych szczeblach, klamka zapadła — do 31 grudnia 2022 planowane było wyłączenie ostatnich trzech reaktorów. Niemcy postawiły na nowy energetyczny miks — rozpoczęła się Energiewende, czyli transformacja energetyczna z naciskiem na niską emisję CO2 oraz inwestycje w OZE i Atomausstieg — odchodzenie od atomu. Kanclerz Angela Merkel, kreująca swój wizerunek jako Mutti zyskała od niemieckiej prasy po szczycie G8 w Niemczech w 2007 r. nowy przydomek — Klimakanzlerin (dosł. kanclerz klimatu). Ruchy wykonywane przez Berlin dyktowane były politycznymi nastrojami oraz chęcią uzależnienia się od importu surowców energetycznych m.in. z Rosji. I być może wszystko układałoby się tak, jak zaplanował to rząd CDU/CSU. Ale ani polityka, ani relacje międzynarodowe nie są czarno-białe, a plany często… szybko się dezaktualizują. I o ile niemiecka transformacja wpisała się w unijny Fit for 55[7] – składający się z kilkunastu aktów prawnych projekt mający na celu redukcję emisji CO2 w UE o 55% w porównaniu z rokiem 1990, o tyle kolejne wydarzenia sprawiły, że Atomausstieg okazał się procesem trudniejszym, niż zakładano.
Quo vadis, koalicjo?
Fit for 55 został ogłoszony na wiosnę 2021 r., a kilka miesięcy później w Bundestagu odbyło się zaprzysiężenie nowego niemieckiego rządu. Ampelkoalition, koalicja świateł nazwana tak od kolorów partii rządzących — Zielonych, FDP oraz SPD. Chociaż ich program różni się od planów chadeckich w wielu miejscach, przy jednej kwestii zachowane zostało status quo — Berlin nie przestanie działać na rzecz wyłączenia niebezpiecznych reaktorów znajdujących się w pobliżu granic (RFN — przyp. autorki)[8]. I tu pojawił się nowy problem, bowiem czym innym są plany Niemiec, czym innym zaś Polski, Francji czy Niderlandów — niemieckich sąsiadów o nieco innych atomowych poglądach (o czym piszę w dalszej części).
Widoczna jest zatem zarówno presja wewnętrzna, jak i zewnętrzna. Politycy CDU/CSU i AfD, a także część rządzącej FDP, czyli opcje na prawo od centrum coraz mocniej naciskali na rząd, by z atomem się jednak nie żegnał. Wtórowali im przedstawiciele branży energetycznej czy niektórzy ekonomiści. Zaskakujący również mógł wydawać się sondaż INSA dla dziennika ,,Bild”[9]. Tak jak bowiem po 2011 r. społeczeństwo znad Renu zdecydowanie chciało odejścia od atomu, kilka lat później proporcje tak do nie wynosiły prawie 1:1 tak teraz aż 70% ankietowanych opowiedziało się za przedłużeniem eksploatacji siłowni jądrowych. Dla kontrastu, przeciwnicy tej opcji stanowili 20%.
Nie można nie zauważyć nawoływania do utrzymania działalności elektrowni również zza granicy. Rząd RFN musiał zmierzyć się z unijną dyplomacją w osobie komisarza UE ds. rynku wewnętrznego Thierry’ego Bretona czy presją dyrektora Międzynarodowej Agencji Energetycznej Fatiha Birola[10]. Jeśli dodać do tego przedstawicieli Holandii i Francji, łatwo zauważyć, że prowadzone działania miały na celu wpłynięcie na proces decyzyjny w Bundestagu.
Atomowe on y va[11]
Drugim końcem europejskiego atomowego bieguna jest Francja. Ok. 70% energii pochodzi z ponad 50 reaktorów działających na terenie V Republiki i nic nie wskazuje na to, by w najbliższych lat ich eksploatacja miała zostać ograniczona, co najwyżej zaś — zreformowana. Głównymi wyzwaniami dla Paryża są problemy techniczne Europejskiego Reaktora Ciśnieniowego (EPR) oraz trudności z dostosowaniem się do reguł konkurencji UE[12]. Atom dla Paryża to nie tylko główne źródło energii, lecz także szansa na promowanie (i sprzedawanie) technologii innym państwom. Chociaż monopolistyczne podejście do produkcji jest podmiotem sporu z Komisją Europejską, warto zwrócić uwagę na fakt, iż francuska dyplomacja prowadzi negocjacje z KE oraz rynkami potencjalnej współpracy. Poza krajami Europy Środkowej francuskimi inwestycjami interesują się także Chiny oraz Indie. W przypadku tych ostatnich kluczowym dyplomatą okazał się sam prezydent Emmanuel Macron, chociaż jego działania wychodzą poza kwestię atomu — podczas wizyty w 2018 r. w Indiach Macron uroczyście uruchomił jedną z ogromnych elektrowni fotowoltaicznych, które w stanie Andra Pradesh zbudował francuski koncern energetyczny Engie, a kolejne inwestycje prowadzone są już także w innych stanach[13].
Kolejnym wyznacznikiem wskazującym na znaczenie atomu dla Francji jest poświęcenie jej miejsca w strategii gospodarczej ,,Francja 2030”. Macron podkreślał, że fakt, iż na terenie Francji już działają reaktory jest jej ogromnym atutem. Jednakże na dalszy rozwój technologii i infrastruktury energetycznej przeznaczono 8 mld euro, z czego jedynie 1 mln zostanie zainwestowany w rozwój minireaktorów. Co więcej, tegoroczne gorące lato sprawiło, że Electricite de France (EDF), główne przedsiębiorstwo zajmujące się dostarczaniem energii we Francji, zmuszone było do cięć. Powodem była zbyt wysoka temperatura wody w rzekach Rodan i Garonne, co spowodowało, że nie można było ochładzać reaktorów pracujących na pełnych obrotach[14]. Dlaczego zatem francuska dyplomacja nie podejmie więcej dialogu chociażby z Hiszpanią czy Szwecją, inwestując w ten sposób w OZE? Jak wskazuje Philip Johnstone, ekonomista z Uniwersytetu Sussex, być może tak naprawdę wcale nie chodzi o energię. Wskazuje on, że kraje proatomowe to jednocześnie kraje posiadające arsenał nuklearny[15]. Wszak, za prezydentem Macronem idąc, Bez cywilnej energii jądrowej nie ma wojskowej energii jądrowej. I na odwrót[16].
Dla Paryża z pewnością istotna jest także decyzja podjęta przez Parlament Europejski w lipcu br. Zdecydowano, że inwestycje w energetykę gazową i jądrową będą uznawane za zrównoważone klimatycznie. Takie stanowisko na pewno ucieszyło Francję i Polskę (o roli której głośno wypowiadał się Michał Kurtyka, były minister klimatu i środowiska), nie zostało jednak przyjęte pozytywnie przez Austrię czy Niemcy — chodzi bowiem o spór dot. taksonomii — zbioru wytycznych, jakie trzeba spełnić, by inwestycja została uznana za zrównoważoną — która uwzględnia rolę gazu i energii nuklearnej w transformacji energetycznej UE[17].
Energia po 24 lutego
Zdaje się, że Niemcy i Francja zdominowały europejski dyskurs atomowy. Nie oznacza to jednak, że w innych państwach temat ten nie tematem gorących dyskusji, zarówno politycznych, jak i tych prowadzonych w społeczeństwie. Warto zauważyć, że kryzys wywołany trwającą za naszą wschodnią granicą wojną zmusił kraje unijne do rozważenia tego, jakie niebezpieczeństwa kryją się za wyborem antyatomowej opcji. Rosyjska agresja na Ukrainę oraz sankcje, jakie nałożono z tego powodu na Moskwę, wpłynęły na europejską architekturę energetyczną. I tak jak Berlin był jedynie skory do refleksji, jednak podjęte wcześniej decyzje zostały podtrzymane, tak Amsterdam zdecydował o budowie nowych elektrowni atomowych. Do tej pory działał bowiem jeden nieduży reaktor. Inwestycje w ten sektor mają wynieść w sumie ok. pół miliarda dolarów[18]. To jednak nie rozwiązuje aktualnych problemów, należy bowiem pamiętać, że od decyzji budowie do rozpoczęcia eksploatacji reaktorów jądrowych mija zazwyczaj kilkanaście lat. Dlatego też Haga, która z powodu wspomnianych unijnych sankcji czuje się w energetycznym niebezpieczeństwie, poprosiła o tymczasowe ich uchylenie. Saskia Bruines, radna z Hagi, napisała w sierpniu w liście do Rady Miasta: Indywidualne rozmowy z prowadzone z dostawcami z pewnością doprowadzą do porozumienia, ale nie nastąpi to przed 10 października. Poprosimy o zwolnienie z naszego aktualnego porozumienia do 1 stycznia 2023 roku, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo dostaw i ułatwić negocjacje. Władze miasta co prawda szukają nowego dostawcy, lecz na ten moment jest ono uzależnione od Gazpromu[19].
A zatem nihil novi?
Chociaż rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że Berlin zatrzymał się na moment na swojej antyatomowej drodze, nic nie wskazuje jednak na to, by wraz z sąsiadami dołączył się w rozwój tego źródła energii. Inne kraje zdają się być nieco mniej przekonane do kierunku, jaki obrały planując udział energii jądrowej w swojej Energiewende. Wyjątek może stanowić Paryż oraz Amsterdam, jednakże należy pamiętać, że dalsze decyzje związane z gospodarką energetyczną związane są z wydarzeniami na arenie międzynarodowej oraz ,,stanem zdrowia” naszej planety. Co za tym idzie, nie można dziś z pewnością wskazać, jaki udział w miksie energetycznym Europy w 2050 r. będzie miał atom. Jedno jest jednak pewne — na węgiel nie ma już co liczyć, a OZE stanowią przyszłość nie tylko dla krajów europejskich, lecz także tych znajdujących się na innych kontynentach. Budowanie globalnej świadomości energetycznej, mającej doprowadzić do osiągnięcia neutralności klimatycznej zajmie jednak kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat. Sporą rolę w tym procesie będzie odgrywała dyplomacja.
Agnieszka Homańska
[1] Noty tematyczne Unii Europejskiej, ,,Energia Jądrowa”, https://www.europarl.europa.eu/factsheets/pl/sheet/62/energia-jadrowa, dostęp: 22.08.2022.
[2] Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Energii Atomowej, https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/euratom-treaty, dostęp: 10.08.2022.
[3] Jaki wpływ będzie miała awaria w elektrowni Fukushima na przyszłość energetyki jądrowej w Europie?, Centrum Informacji o Rynku Energii, https://www.cire.pl/artykuly/serwis-informacyjny-cire-24/61576-jaki-wplyw-bedzie-miala-awaria-w-elektrowni-fukushima-na-przyszlosc-energetyki-jadrowej-w-europie, dostęp: 20.08.2022.
[4] Szwajcarzy rozstrzygnęli sprawę w referendum. Rezygnują z atomu, Money.pl, https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/energetyka-atomowa-szwajcaria-referendum,122,0,2323066.html, dostęp: 20.08.2022.
[5] A. Kwiatkowska. Od Kopciuszka do cesarzowej. Jak Merkel zmieniała Niemcy, Ośrodek Studiów Wschodnich, https://www.osw.waw.pl/sites/default/files/PW_Od-Kopciuszka-do-cesarzowej.pdf, dostęp: 21.08.2022.
[6] Tamże.
[7] A to wszystko ma pozwolić dotarcie wyżej — aż do neutralności klimatycznej. Jednakże na to, aby kolejne dyrektywy i regulacje weszły w życie, musimy jeszcze poczekać — zasady muszą zostać zaakceptowane przez Radę Unii Europejskiej oraz Parlament Europejski (nieoficjalnie mówi się, że stanie się to za 2 / 3 lata).
[8] Koalitionsvertrag zwischen SPD, Bündnis 90/Die Grünen und FDP, https://www.bundesregierung.de/breg-de/service/gesetzesvorhaben/koalitionsvertrag-2021-1990800, dostęp: 17.08.2022.
[9] Gebt endlich grünes Licht für die AKWende!, Bild, https://www.bild.de/politik/inland/politik-inland/selbst-mehrheit-der-gruenen-waehler-ist-dafuer-partei-spitze-unter-druck-gebt-en-80870344.bild.html, dostęp: 15.08.2022.
[10] M. Kędzierski, Niemcy: odroczenie odejścia od atomu?, Ośrodek Studiów Wschodnich, https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2022-08-04/niemcy-odroczenie-odejscia-od-atomu, dostęp: 25.08.2022.
[11] Fr. Idziemy, naprzód.
[12] Przyszłość francuskiej energetyki jądrowej, https://www.cire.pl/artykuly/energetyka-jadrowa-materialy-problemowe/przyszlosc-francuskiej-energetyki-jadrowej, dostęp: 25.08.2022.
[13] Solarna dyplomacja Macrona. Korzystają francuskie koncerny, https://www.gramwzielone.pl/energia-sloneczna/30393/solarna-dyplomacja-macrona-korzystaja-francuskie-koncerny, dostęp: 20.08.2022.
[14] Upały zmuszają Francję do ograniczenia produkcji energii z atomu, Biznes Alert, https://biznesalert.pl/francja-energia-atom-kryzys-energetyczny-energetyka/, dostęp: 25.08.2022.
[15] Co się kryje za francuskimi planami budowy minielektrowni atomowych?, Deutsche Welle, https://www.dw.com/pl/co-się-kryje-za-francuskimi-planami-budowy-minielektrowni-atomowych/a-59589355, dostęp: 22.08.2022.
[16] Tamże.
[17] M. Sommer, S. Sobczyk-Grygiel, Atom i gaz mają w Unii zielone światło. Biliony euro na energetykę jądrową, Dziennik Gazeta Prawna, https://serwisy.gazetaprawna.pl/energetyka/artykuly/8486467,energetyka-jadrowa-pieniadze-na-zielony-atom-ue.html, dostęp: 27.08.2022.
[18] L. Kadej, B. Derski, R. Zasuń, Niemcy kończą z atomem. Reszta Europy podzielona i bezradna, Wysokie Napięcie, https://wysokienapiecie.pl/43912-niemcy-koncza-z-atomem-reszta-europy-podzielona-bezradna/
[19] Haga chce zostać dłużej na garnuszku Gazpromu, bo póki co nie ma wyjścia, Biznes Alert, https://biznesalert.pl/holandia-haga-sankcje-rosja-ue/, dostęp: 23.08.2022.