W 1977 roku, austriacki futurolog i dziennikarz Robert Jungk ukuł termin der Atomstaat (państwo atomowe) które możemy rozumieć jako państwo sprawujące władzę polityczną (…) poprzez posiadanie broni jądrowej oraz jako państwo, które eksploatuje elektrownie jądrowe (…) zajmujące się produkcją lub budową elektrowni jądrowych lub ich elementów. Jungk głównie mówił o Niemczech Zachodnich, natomiast uniwersalność tego terminu zawiera się w podkreśleniu związku władzy politycznej i atomu. Już prawie 50 lat temu zauważono, że eksploatacja technologii jądrowej prowadzi do zwiększonej centralizacji władzy. Jungk prognozował, że wykorzystanie dobrodziejstw atomu będzie jedną z czołowych kompetencji państwa – przy odpowiednim rozwoju techniki i malejącym dostępie do zasobów naturalnych, ten atrybut władzy może stać się kluczowy. Wydarzeniem, które pchnęło Jungka do stworzenia tego terminu były protesty przeciwko budowie elektrowni atomowej w Brokdorf z 1967, które zostały w brutalny sposób stłumione przez policję. Państwem atomowym jest zatem nie tylko takie państwo, które korzysta z technologii jądrowej, ale także takie, którego kluczowym interesem jest zabezpieczenie dostępu do atomu. Elektrownia atomowa staje się więc nie tylko źródłem energii elektrycznej ale i przedłużeniem władzy politycznej. Zgodnie z przewidywaniami Jungka, elektrownia atomowa jako ośrodek kontroli poszerzyła zakres swojego zastosowania – jak udowadnia nam Francja, elektrownie atomowe pozwalają podtrzymać władzę nie tylko na obszarze kraju, ale także poza nim.
Politykę zagraniczną Paryża często określa się mianem dyplomacji atomowej, to znaczy takiej, w której wykorzystanie eksploatacja atomu staje się narzędziem prowadzenia polityki zagranicznej. Francja nie jest jedynym państwem, które zaimplementowało atom do swojej dyplomacji, natomiast specyficzną dla niej cechą jest wyraźne urynkowienie i centralizacja procesu, których szczyt przypadł na lata prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego (2007-2012). To wtedy miał miejsce wzrost znaczenia cywilnego wykorzystania atomu we francuskiej dyplomacji, kiedy to Pałac Elizejski pozował na atomowego eksperta. Prezydent sterował całą siatką organów, które umożliwiały prowadzenie dyplomacji atomowej.
Kluczowe instytucje
Pierwszą z nich była Centralna Komisja Energetyki Jądrowej, której zadaniem było doprowadzenie do wstępnych negocjacji. Na zlecenie prezydenta, CKEJ lokalizowała potencjalny obszar współpracy (np. Zjednoczone Emiraty Arabskie w 2008) i zapraszała do rozmów przedstawicieli rządów, czy podmioty gospodarcze. W przypadku pozytywnych wyników rokowań, dochodziło do podpisania umowy o współpracy atomowej, która dawała Francji zielone światło na podjęcie konkretnych działań. Organem eksperckim była Rada Polityki Jądrowej, która, poza wydawaniem ekspertyz międzynarodowych i udzielaniem szkoleń w zakresie eksploatacji atomu, oceniała zgodność prowadzonych przez Francję działań z umowami międzynarodowymi, przede wszystkim z Traktatem o Nieproliferacji z 1968 roku. Co istotne, Radzie przewodził sam prezydent, a zasiadali w niej wybrani przez niego ministrowie. Budową elektrowni zajmowały się firmy AREVA i Electricite de France (EDF), które, jeszcze w 2014 roku, należały w 90% i 85% do państwa.
Dyplomacja atomowa Sarkozy’ego była zatem niebywale sprawnie skoordynowana. Zagraniczny wspólnik był, de facto, w pełni zależny od Francji, która kontrolowała cały proces włącznie z udostępnieniem państwom specjalistycznej wiedzy. Za rządów Sarkozy’ego, Francja podpisała 11 umów o współpracy atomowej. Były to umowy z Libią (2007), Marokiem (2007), ZEA (2008), Katarem (2008), Jordanią (2008), Algierią (2008), Indiami (2008), Włochami (2010), Kuwejtem (2010), Czechami (2011) oraz Arabią Saudyjską (2011). Poza strategicznym poszerzeniem swojej strefy wpływów, Francja czerpała także niemałe zyski z podpisywanych przez nią umów o współpracy atomowej. Oferty nie dotyczyła jedynie budowy samej elektrowni, ale także eksportu uranu z Francji – Europejski Reaktor Ciśnieniowy kosztował ok. 3 mld dolarów, natomiast ośmioletni zapas uranu można było nabyć za ok. 500 mln dolarów. W tym miejscu wyraźnie rzuca się w oczy częściowe urynkowienie procesu dyplomacji atomowej: ekspertyzy wydawane przez RPJ sugerowały państwom zakup francuskiego (a właściwie nigeryjskiego) uranu oraz skorzystania z usług prywatnych francuskich przedsiębiorstw specjalizujących się w produkcji komponentów do produkcji energii jądrowej czy gospodarowaniu odpadami.
Zgoda buduje
Możemy zatem zauważyć, że cele strategiczne i komercyjne zazębiają się: każda umowa to stworzenie gruntu pod dalsze inwestycje, niekoniecznie związane z energetyką jądrową, a także pod rozwój obopólnych relacji. Przy pełnej kontroli procesu eksportu jądrowego przez Francję, jej partnerzy stają się niejako zobowiązani do tego, aby dbać o przyjazne stosunki z Francją, bo to francuskim firmom zawdzięczają swoje bezpieczeństwo energetyczne. Istotnym celem Pałacu Elizejskiego w tamtym czasie była także polityczna izolacja Iranu, która pozwoliłaby mu na dyplomatyczną ekspansję na wschodzie oraz na podtrzymanie postanowień Paktu o Nieproliferacji. W 2003 roku, Teheran publicznie przyznał, że kraj pracuje nad możliwościami pokojowej eksploatacji uranu. Rozwinięty program atomowy mógłby stanowić zaplecze dla poszerzenia wpływów Iranu w świecie muzułmańskim. Iran powoływał się na artykuł IV Paktu o Nieprofileracji, zgodnie z którym każdemu sygnatariuszowi przysługiwało prawo do energii atomowej. Państwa Zachodu oskarżały Iran o próbę stworzenia bomby atomowej, a Teheran bronił się mówiąc, że zachód odbiera muzułmanom prawa wynikające z tego artykułu. Sarkozy umiejętnie obalił tę argumentację, podpisując umowy o współpracy nuklearnej, m.in. z Libią rządzoną przez Muammara Kadaffiego. Pałac Elizejski przewidywał, że, w przypadku opracowania przez Iran programu atomowego, kraj udowodniłby nieumiejętność egzekwowania przez Zachodu paktu o nieproliferacji, a w rezultacie skupiłby wokół siebie państwa, które kontestowałyby układ sił na arenie międzynarodowej. Stąd, ulokowanie znacznej części umów o współpracy atomowej na Bliskim Wschodzie nie było przypadkowe – Sarkozy starał się promować cywilne wykorzystanie dla atomu i pokazać, że Zachód jest gotowy do współpracy.
W ciągu 5 lat, Pałac Elizejski zdołał wykreować się na lidera w eksporcie atomowym, a także na głównego poplecznika paktu o nieproliferacji. Istotą dyplomacji atomowej doby Sarkozy’ego było wzbogacenie jej pół-rynkowego charakteru silnym zapleczem moralnym – zabezpieczenie energetyczne i zniwelowanie zagrożenia wojną nuklearną leżą przecież w interesie wszystkich graczy na arenie międzynarodowej, nawet wrogiej Zachodowi Libii. Francja kierowała się zatem kryterium rentowności, pobudkami etycznymi (promowanie cywilnego użycia technologii jądrowej, wzmocnienie paktu o nieproliferacji) oraz pobudkami politycznymi: poza poszerzeniem francuskiej strefy wpływów w innych państwach, prezydent scentralizował przebieg współpracy atomowej, na której zyskiwały również podmioty prywatne z francuskiej tissu industriel. W ten sposób Sarkozy gwarantował sobie również całe zaplecze wdzięcznych wyborców. Śledząc przebieg konkretnych umów, zauważymy, że nie przyniosły one Francji dużych zysków, natomiast przetarły szlaki do jej późniejszych rokowań.
Możemy wziąć pod lupę kazus Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Negocjacje rozpoczęły się w 2008 roku i, poza Francją, brała w nich udział także Korea Południowa. Francja podpisała umowę o współpracy atomowej z Emiratami, ale nie dostała zlecenia na budowę reaktora. Kluczowym problemem była jej nieumiejętność dostosowania się do równej rywalizacji rynkowej: choć EDF była renomowaną firmą, która słynęła z wysokiej jakości usług, to Koreańczycy zwyczajnie stawiali swoje reaktory taniej i szybciej, co ostatecznie przekonało Emiraty do podpisania z nimi umowy. W czasie negocjacji, Francuzi nie chcieli obniżyć cen bo wierzyli, że sprzedają Rolls Royce’a wśród reaktorów. Koreańczycy natomiast wynegocjowali w ZEA nie tylko budowę reaktorów jądrowych, ale również rozmieszczenie koreańskich wojsk na terenie kraju. W tym samym roku Sarkozy odwiedził Abu Dhabi i, nawet bez kontraktu na budowę reaktora, udało mu się otworzyć stałą bazę wojskową w ZEA, a cztery lata później francuska AREVA rozpoczęła zaopatrywać Emiraty w swój uran. Choć dyplomacja atomowa z Emiratami zakończyła się fiaskiem w sensie rynkowym, to możemy uznać ją za strategiczne zwycięstwo Francji: ostatecznie, poza zyskiem finansowym, celem państwa partycypującego w dyplomacji atomowej jest stworzenie nowego obszaru do wzajemnej współpracy i dialogu. To wymaga wielu prób i błędów, aczkolwiek, jak udowadnia nam Francja Sarkozy’ego, dyplomacja atomowa daje państwom zupełnie nowe możliwości prowadzenia negocjacji, ponieważ prowadzi do częściowego urynkowienia stosunków między nimi. Zważywszy na zagrażający nam kryzys surowcowy, to szalenie istotne, aby umieć ze sobą współpracować i, choćby poprzez związanie się kontraktami, umieć wymusić na świecie pokój.
Michał Szyszkowski